Duchy mórz i oceanów
Pojęcie statek widmo – „ghost ship" – wzięło swoją nazwę od legendy o „Latającym Holendrze" rozwiniętej na kartach opowieści marynistycznej. Nie wszystkie statki widma były jednak tylko legendami.
Odbicie od stałego lądu i wypłynięcie na morze lub bezmiar oceanów było dla żeglarzy ryzykiem ocierającym się o szaleństwo. Dowodem na to są tysiące wraków zapełniających dna morskie. Czy jednak wszystkie katastrofy kończyły się opadnięciem statków na dno morza? Ludzie morza mieli w tej kwestii podzielone zdanie. Przecież widywano te dawno „zatopione" jednostki dryfujące bez załóg i od czasu do czasu wynurzające się z upiornej morskiej mgły, aby na moment wywołać przerażenie u załóg przepływających koło nich statków.
Bohaterem napisanej w 1839 r. przez Fredericka Marryata powieści „Okręt widmo" jest awanturniczy holenderski kapitan Vanderdecken, który ma obsesję opłynięcia Przylądka Dobrej Nadziei. Doprowadza go to do złożenia na relikwię Świętego Krzyża pełnej bluźnierstw przysięgi, że opłynie ten przylądek, choćby miał żeglować do dnia Sądu Ostatecznego. Stwórca przyjmuje jego przysięgę, ale Vanderdecken staje się jej zakładnikiem skazanym na wieczne żeglowanie bez możliwości zawijania do jakiegokolwiek portu. Odtąd przerażający statek, który nazwano „Latającym Holendrem", z załogą złożoną z żywych szkieletów krąży po morzach i oceanach, wyłaniając się z mgły i zwiastując nieszczęście tym, którzy go dostrzegli.
O tym, że zobaczenie widma „Latającego Holendra" przynosi nieszczęście, mogło się przekonać 13 pasażerów...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta